czwartek, 28 października 2010

Polski Chłopaku, ubieraj się!

Gwarantuję Ci, że dobrze nie wyglądasz w t-shircie, workowatych spodniach i przydużej bluzie. Nie odmienią tego stylu rozchodzone adidasy, stary plecak i sportowa kurtka. Polski Chłopaku, nie tędy droga!
Choć dla wielu przedstawicieli gatunku brzydszego interesowanie się modą są symbolem a) zaprzedania duszy diabłu bądź b) że preferencje seksualne lokowane są w obiektach chłopięcych, to zwyczajnie jest to poddanie się stereotypom. Bo my, Dziewczyny chcemy dobrze ubranych facetów przy naszym boku.
Sprawa nie jest trudna, ale zacząć trzeba od znalezienia swego rozmiaru. Gwarantuję, że kiedy się go pozna i zaakceptuje, wówczas każdy zakupiony ciuch nosić się będzie lepiej. Zakładanie przyciasnych koszulek w jasnych kolorach, bądź odwrotnie, sporo za dużych ubrań, uroku nie dodaje nikomu.
Ale skąd przeciętny facet ma wiedzieć co się nosi? Ha, sprawa jest prosta. Istnieje strona lookbook (klikamy w zakładkę guys), i już można podglądać! Ja większość stylizacji umieszczonych w tym serwisie zajadałabym łyżeczkami. Przyznaję jednak, że to opcja do odważnych.
Warto też wskoczyć na strony internetowe marek, dla których ubieranie się jest wyzwaniem i sztuką. Wiele dziewcząt jest zafascynowanych Zarą, a ta nie zapomina o mężczyznach. Można znaleźć tam ubrania zainspirowane tym, co dzieje się na męskich wybiegach- od casualowej elegancji po luźny, miejski styl. Inwestycja w dobrze skrojoną marynarkę i koszulę w kratę na pewno okaże się strzałem w dziesiątkę.

zara.com


Trochę drogo? Dla ucznia bądź studenta wydanie 400zł na jeansy lub 100zł na t-shirt może być wyzwaniem, ale raz na jakiś czas warto zainwestować w coś dobrego. I niekoniecznie muszą to być adidasy! Gdzie dalej szukać inspiracji? W sklepach odrobinę tańszych, ale równie ciekawych. H&M, Pull&Bear czy Bershka dają nam możliwości odnalezienia świetnej garderoby. Tym razem na pierwszy plan wysuwają się ciepłe swetry, najlepiej te grubo plecione, kurtki w nieco militarnym stylu ozdobione kożuszkiem i kapelusze pożyczone od gwiazd rocka.
od lewej: h&m.com, bershka.pl, pull&bear.com
To jednak nie wszystko! Dla tych, którzy nie dali się przekonać i koniecznie muszą inwestować w sportowy styl są sklepy Cropp i House. Obie marki (należące z resztą do tego samego właściciela) proponują wygodne dżinsy, luźniejszy styl wojskowy- bojówki, buty imitujące te do wspinaczki i super modną kurtkę bejsbollówkę. Można ją wystylizować nie tylko na "boiskową" modłę, ale w wersji bardziej grungowej z tzw. worker boots, koszulą w kratę i spranymi dżinsami. Odważnym dodatkiem będzie wielka futrzana czapa w stylu "Przystanku Alaski", która pasuje i do klasycznego płaszcza oraz sportowego looku.
od lewej: cropp.com, house.pl
Na sam koniec jeszcze słowo o męskich dodatkach. Skórzane rękawiczki, ciepły i bardzo gruby szalik, dobrej jakości torba oraz klasyczne Ray Bany w wersji Blues Brothers lub Aviator gwarantuję sukces i uznanie w oczach płci pięknej.

Jakby komuś jeszcze było mało, to zapraszam na fantastyczną stronę the Fashionisto, gdzie na bieżąco dodawane są męskie sesje zdjęciowe, reklamy, fotki i wszystko to, co może inspirować do tworzenia i kreowania dobrego stylu.
Chłopaki, do roboty zatem!

poniedziałek, 25 października 2010

Zjawisko- szafiarka.

Ta wdzięczna nazwa rodzaju żeńskiego jest nieprzypadkowa. Bo mężczyzn prezentujących swoją szafę jest tak niewielu, że na placach jednej ręki można policzyć (choć ta szafa jest pełna uroku). Jednak o polsko- męskiej niechęci wobec mody może innym razem.
Sama szafiarka doczekała się swej strony na Wikipedii, gdzie można się dowiedzieć czym też jest owo zjawisko i dlaczego (u licha!) jest tak bardzo popularne.
Ja genezę pomijam i odsyłam to wyżej wymienionej publikacji. Nie omieszkam jednak dodać kilka swoich uwag na temat rzeczonego fenomenu.
Przyznaję bez bicia, że zaglądam na stronę Polskie Szafy (spis większości polskich szafiarek) dość regularnie i mam kilka ulubionych dziewcząt, których styl jest porywający, a pomysł na kreowanie własnego wizerunku godzien podziwu. Z przyjemnością obserwuję ich pierwsze kroki w show biznesie, bo tak to chyba trzeba nazwać. Żałuję także, że nie mają w Polsce szans zasiadania w pierwszych rzędach na pokazach największych projektantów, jak to bywa w światowych stolicach mody. Tam szafiarki bywają ważniejsze niż niejedna celebrities, bo faktycznie inspirują swoich rówieśników, a także samych kreatorów mody.
Wróćmy do Polski.
Idea umieszczania swych zdjęć na blogach i oczekiwania komentarzy ze strony innych wydaje się być dość próżna. To takie nachalne: "Hej, spójrz na mnie! Zobacz jak świetnie potrafię wyglądać. I uświadom sobie na co mnie stać." Jeśli pierwszą część można jakoś wytłumaczyć (bo przecież uwielbienie człowieka do ekshibicjonizmu nie jest niczym nowym), tak epatowanie swoim statusem materialnym może faktycznie drażnić. I kiedy oglądam bloga jednej z moich szafowych faworytek, to jestem zazdrosna, że posiada cudowne buty Jeffreya Campbella, które do kupienia są jedynie droga internetową za ceny niebagatelne (ale dostępne przeciętnym śmiertelnikom, nie przeczę!). Poszukiwanie zamienników dostępnych w Polsce kończy się zazwyczaj fiaskiem, albo świadomością, że na ulicy spotkam wiele dziewcząt xero. A to chyba najgorsza rzecz, która może przydarzyć się fascynatce mody.
Doświadczenie xero jest również plagą na szafiarskich stronach. Wiele blogowiczek z lubością prezentuje swoje oryginalne "outfity" stając się nieomal manekinami z wystaw sklepowych. Większość z nich sili się na ekscentryczność (przynajmniej tak wynika z ich notek), a koniec końców wyglądają identycznie. Zapewniam Was, że ze świecą szukać wpisów z tego sezonu, w którym dziewczęta nie prezentowałyby: pilotek, futrzanych kołnierzy, zakolanówek, kity dołączonej do torby i zwierzęcych motywów (czy to panterki, czy też biżuteryjnych pupili). Ach, i beżowych dodatków. Ot, takie trendy.
Szkoda tylko, że w tym gąszczu szaf niewiele miejsca na unikatowość pozostało.
Nie na minusach chcę się skupiać. A na plusach, bo jednak widzę ich znacznie więcej.
Po pierwsze cieszy mnie, że wreszcie moda stała się pełnoprawnym elementem kultury. Ba! Kiedy mój prywatny narzeczony widzi Anję Rubik i wie, że to ona, to czuję, że osiągnęłam sukces. Ja i wszystkie szafiarki, trendsetterki i fashionistki.
Zauważam też, że Polska jednak potrafi. Ubieramy się i doganiamy tych, których dogonić należy. Jesteśmy coraz bardziej odważne, zaznajomione z trendami, penetrujemy second handy jak sama królowa Kate Moss.
Dziewczyny tworzą fajną, wspierającą się społeczność, która organizuje wspólne swapy (wymiany ciuchów), wizyty w galeriach handlowych czy grupowe zamawianie artykułów z zagranicznych portali.
Zawsze liczyć też można na dobrą radę, bądź konstruktywną krytykę.
Popieram i od półtora roku waham się, czy nie dołączyć do tego zacnego grona.

PS: to moje polskie ulubienice, choć jak wiadomo- o gustach się nie dyskutuje.
AlicePoint robiąca karierę za granicą (doczekała się choćby t-shirtu z własną podobizną w znanej, amerykańskiej sieciówce). Figura modelki i cudowne wyczucie przyszłych trendów.
PaniEkscelencja to zjawiskowo piękna dziewczyna o rockowej duszy. Rewelacyjnie łączy offowy sznyt z tym, co teraz na topie. Piekielnie odważna! Nie ukrywam, oskubałabym ją z całej garderoby.
Styledigger to urocza i dziewczęca Krakowianka prowadząca swój podcast. Jej niewymuszona oryginalność zaskakuje mnie za każdym razem. Sprawia wrażenie niezwykle ciepłej osoby.
Riennahera za cierpki język, autoironię i uwielbienie dla grunge'u. I nie wiem jak ona to robi, ale bardzo często odgaduje moje pomysły na kolejny look.
VaintageGirl za konsekwencję, własny styl i ciągłe podkreślanie klasycznego, kobiecego piękna. Nasza cudowna polska Dita von Tess.

niedziela, 17 października 2010

„Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są książki napisane dobrze lub źle.”

Obok Szekspira jest uznawany za największego twórcę z Wysp. Skandalista, ironista, geniusz. Jego życie nadaje się na scenariusz filmowy, a dorobek artystyczny nieprzerwanie od lat zachwyca i porusza. Do polskich kin ( z rocznym poślizgiem!) wchodzi jedno z jego największych dzieł- „Portret Doriana Graya”.
Czy Oscar Wilde zachwyci na ekranach?
W Wielkie Brytanii filmy kostiumowe cieszą się ogromną popularnością od lat. Nieustannie. Można nawet rzecz, że Brytyjczycy są mistrzami w przenoszeniu na małe i duże ekrany swych narodowych skarbów literackich. Jeśli dodatkowo dana powieść owiana jest skandalem obyczajowym, a jej twórcą jest postać- legenda, to prawie pewne jest, że sale kinowe będą wypełnione po brzegi.
Parker, reżyser „Doriana Graya”, ma już na swoim koncie ekranizację Wilde’a. A że sama fabuła, to istny „samograj”, to powinno pójść dobrze. Ale od początku… 
Do Londynu przybywa Dorian, niewinna sierota, który właśnie odziedziczył niemały spadek i rozpoczyna nowe życie w wielkim mieście. Bardzo szybko znajduje sobie kompanię- Henriego i Basila. Ci dwaj, to całkowite przeciwieństwa. Henry (niezły Colin Firth) jest znudzonym lwem salonowym głoszącym maksymę „carpe diem”, a już szczególnie miło mu łapać te chwile w towarzystwie pięknych pań, absyntu bądź ginu. Basil (Ben Chaplin) jest uduchowionym artystą malarzem, który od pierwszego wejrzenia zakochuje się z w niewinnym Dorianie. I tworzy TEN portret. A jaki to obraz? Niezwykły!
Młody chłopak zafascynowany pięknem swego portretu rzuca niemal faustowskie życzenie, które ma zapewnić mu piękno, czystość i młodość. A każde jego niemoralne zachowanie i „brud”, który po nim pozostaje jest wsysana przez owy obraz. Tak też się staje. A Dorian (Ben Barnes) rozpoczyna życie prawdziwego hedonisty.
Co zawodzi? Niestety pominięcie ważnego dla samego Wilde’a aktu wyznania teorii sztuki dla sztuki. Mamy wrażenie, ze film ten jest tworzeniem sztuki dla pieniędzy. Próżno w nim szukać spowiedzi artysty przeklętego. Niewiele tez jest scen homoseksualnych, które gorszyły w wieku XIX.
Jest to opowieść o upadku molarnym człowieka, ale nazbyt moralizatorska. W zasadzie puenta i nauczka wisi w powietrzu od samego początku. I my, widzowie, nie oddajemy się z uciechą igraszkom i wybrykom młodego panicza. Czekamy na jego porażkę. Niezaprzeczalnie atmosfera filmu zbudowana jest należycie. Muzyka potęguję grozę. Do tego próba stworzenia obrazu Londynu- brudnego, pełnego występku i hipokryzji. Historia mroczna, wiktoriańska, „z gęsią skórką”. Ten „Dorian Gray” nadaje się bardziej na Halloween, niż prawdziwie wartościową rozmowę o kondycji człowieka- zgniliźnie i końcu obyczajowości, etyki, pogoni za wieczną młodością i pięknem. A szkoda, bo tematy aż nazbyt aktualne!
Bohaterowie drugoplanowi tez potraktowani są marginalnie, nie wspomniawszy już o kobietach, które ukazane są jako ozdobniki lub rozhisteryzowane istotki nie mające bladego pojęcia, co się wkoło nich dzieje.
Zatem czy warto iść do kina? Jednak tak. Na pewno na dużym ekranie można oczekiwać rozrywki, chwil napięcia i grozy.
Jest to jednak film „źle napisany”.
teaser-trailer.com

czwartek, 14 października 2010

Czyste szaleństwo. O "Szaleńcach".

A dokładniej o Mad Men- serialu, który nie tylko zdetronizował dotychczasowych królów małego ekranu (House, Dexter), ale i zrewolucjonizował świat mody. Czy najwięksi krawcy podpatrywali styl Joan, Betty i Peggy? Tego się nie dowiemy nigdy, lecz powrót kobiecości przybył wraz z tym sezonem jesienno-zimowym (Prada, LV)
W serialu zaś czekamy na finałowy odcinek serii czwartej. Coś na rzeczy być musi zatem... Nie o modzie tym razie, a o fenomenie telewizyjnym, którego budżet jednego odcinka przekracza niektóre polskie pełnometrażowe produkcje fabularne.
Czas akcji, to Nowy York, koniec lat 50', początek 60'. Początek nowej ery. Wraz z bohaterami obserwujemy przemiany społeczne, rewolucje polityczne i kulturalne. Na naszych oczach dokonują się zmiany nie tylko rzeczywistości, ale samych postaci. Kobiety, niegdyś zamknięte w pięknych domach na przedmieściach, zrzucają gorsety i pozwalają sobie na odrobinę wolności. Pojawiają się pierwsze "karierowiczki", które prace przekładają ponad rodziny. A w biurach radzą sobie lepiej niż nie jedne mężczyzna. Ci zaś są dżentelmenami, rodem z czarnych kryminałów, popijającymi szklaneczki whisky, dla których kobieta jest jedynie źródłem przyjemności, fetyszem.
Wielka historia rozgrywa się tuż obok nich.
Serial ten perfekcyjnie odtwarza rzeczywistość tamtych dni, o co pieczołowicie dbają scenarzyści, scenografowie, kostiumolodzy. Niektóre z rekwizytów, to repliki istniejących przedmiotów, większość to "pozostałości" po tamtej epoce.
 Wciągamy się odrazu w leniwą intrygę, bo choć to produkt iście amerykański, próżno w nim szukać nagłych zwrotów akcji, szalonych pościgów, wybuchów i strzelanin. Długie ujęcia, uwielbienie kamery dla detalu, plany amerykańskie.Wszelkie tricki stosowane przez filmowców w latach, które serial imituje. Smakowity kąsek dla wielbicieli historii, mody, kontestacji, feministek...
adrants.com

poniedziałek, 11 października 2010

Fall 2010/2011


Dla niektórych nowy rok rozpoczyna się 1 stycznia, kiedy korki od szampanów strzelają ku niebu, a ludzie składają sobie gorace życzenia.
Spytajmy jednak jakiejkolwiek fashionistki, kiedy dla niej rozpoczyna się nowy rok. Ja znam odpowiedź.
Nowy rok, to nowy sezon. Ten szczególny jesienno-zimowy.

A to mój, subiektywny przegląd trendów na najbliższe miesiące. Subiektywny nie tylko ze względu na to, że wybieram ja, kierując się wyłącznie własnym gustem. Dlatego jeszcze subiektywny, że wybieram z myślą o sobie. (Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony elle.com)

1. Burberry Prorsum. Ta marka zainspirowała już większość znanych sieciówek i każda z nas może zaopatrzyć się w kurtkę aviatorkę z wielkim, wełnianym kołnierzem. Drugim hitem są buty za kolano, jednak przy nich trzeba być uważnym i zrezygnować z większych dekoltów, czy mini. Militarne inspiracje, to świetna propozycja dla osób młodych, ceniących wygodę i swobodę stroju.
2. Chloe. Każda dziewczyna w tym sezonie da się uwieść temu kobiecemu, klasycznemu kolorowi. Hasłem przewodnim jesieni jest przecież "camel is the new black". Wełniany płaszcz w wielbłądzim odcieniu, spodnie marchwy albo chociaż karmelowa wielka torba. Jestem szczególnie zachwycona nawiązaniami do lat 70'; proste kroje, opływający kształt i świetnie podkreślone nogi.
3. Marc Jacobs. Ta tajemnica jest już wszystkim znana. Do łask wróciła kobieca sylwetka- klepsydra. Podkreślony biust, rozkloszowana spódnica, kusząca długość midi i fascynacja serialem Mad Men (szczególnie widoczna na pokazach Prady i Louis Vuitton). Ja wybieram propozycję Jacobsa ze względu na cukierkowy look i bardzo dziewczęca wykończenia.

4. Balmain. Bo cokolwiek się nie wydarzy ja pozostaję wierna sobie i rockowym klimatom. Skórzane, czerwone spodnie, to mój absolutny hit i "must have", który pewnie nie będzie szczególnie prosty do upolowania. Do tego żakiet inspirowany wojskami Napoleona.
ps: Wszelkie odmiany czerwieni, a szczególnie ta mocna, ognista, są świetnym pomysłem nie tylko na bazę stroju, ale także dodatki- torby, rękawiczki, szale i buty.